Mój chłopak to kretyn. Właśnie ściska mojego (konserwatywnego i znudziałego) tatę za plecy i krzyczy: głośno! głośno! albo: z brzucha! Pewnie nie wiecie o co chodzi. I nie dziwię się. Jest Wigilia i śpiewają kolędy... Tylko, że Krówek umie w miare śpiewać a tata ni cholery. Charczy, skrzeczy i wydziera się na całe gardło a i tak nie może być głośniejszy. A Krówek: świetnie, wspaniale! I skacze do okoła stołu. Anka, słyszałaś? Twój tata jest świetny, nie długo będzie lepszy ode mnie. I znowu w kółko: Lulajże Jezuniu, Do szopki, Pójdzmi wszyscy do Betlejem itd. Najgorzej, ze żadne z nich nie chodzi do kościoła ani nie ogląda tych durnych programów telewizyjnych gdzie "młodzi utalentowani" śpiewają piękne polskie kolędy, które już tylko tekstem przypominają te tradycyjne. Tak więc nie znają melodii... ale nie przeszkadza im to ani trochę. Jezu, właśnie po raz czwarty śpiewają "Do szopy"... I co chwila krzyczą: Anka, nagrywaj! A potem Krówek się jeszcze dodaje, ze mama będzie dumna jak usłyszy jak wspaniale śpiewa jej mąż. Matka go zabiję że się ochlał znowu. No cóż, wspaniałe święta...
Dodaj komentarz